Środek
września, miesiąca którego symbolem jest winorośl.
Siedzę w
ciepłe popołudnie na tarasie i patrzę na wysychające liście i w pełni dojrzałe,
ociekające lepką słodyczą grona. Cudowny widok, choć zbiory w tym roku nie
zapowiadają się nadzwyczajnie…
Cóż, lato
nie zawsze jest łaskawe. Niech tam… Ślimaki też muszą coś jeść.
A gdybyśmy
żyli w takiej Italii albo Hiszpanii! Tam, wino udaje się prawie zawsze.
Hiszpania ma
drugą nazwę – Iberia. Iberia, to także nazwa nie istniejącego dzisiaj państwa w
górach Kaukazu, leżącego mniej więcej tam gdzie dziś mieszkają Gruzini i
Ormianie.
Podobno
pierwsze wino zostało zrobione jakieś 4.000 lat p.n.e., gdzieś w tamtych
regionach. Ciekawe jak smakowało? Pewnie było cierpkie i taninowe ale już wtedy
musiało skutecznie rozweselać, skoro jego kariera trwa do dzisiaj!
Chwytam za
kieliszek wypełniony fioletową czerwienią. Zerkam przez nią na zapowiedź
tegorocznych, mizernych zbiorów. Patrzę na czepiające się wszystkiego wąsy
winorośli, które zakręciły się i zdrewniały, a w myślach pojawiają się tak samo
pozawijane litery gruzińskiego alfabetu. Król Parnavaz, twórca zakaukaskiego
abecadła musiał czerpać natchnienie z
wina i z podobnego widoku – chwytliwych i skręconych wypustek winnego grona.
Może łyk wina
i mnie obdarzy twórczą weną?